Czy wiesz, że Twoje szanse na bycie potrąconym nie zależą zbytnio od Twojej ostrożności? Że większe znaczenie ma pora dnia niż to, czy rozglądasz się dookoła?
75% wypadków, w których giną przechodnie, ma miejsce o zmroku, wieczorem albo w nocy. Nie dlatego, że w nocy piesi przechodząc przez przejście nagle nie patrzą w lewo, w prawo i jeszcze raz w lewo, tylko dlatego, że kierowcy słabiej ich widzą i później reagują na ich obecność na drodze.
Dlaczego?
Chodzimy ubrani na ciemno (bo to praktyczne!), w kolorach, które zlewają się z barwami otoczenia o zmroku. Granatowe dżinsy, szara bluza, czarna kurtka – nie odróżniają się szczególnie na tle ulic i budynków. Gdy kierowca nie może Cię zobaczyć działa to mocno na Twoją niekorzyść – ryzyko, że ucierpisz w wypadku komunikacyjnym ogromnie rośnie.
A jest coś drobnego, malutkiego i niekłopotliwego, co może Ci znacznie pomóc!
Jasne kolory i odblaski
Niezależnie od tego, czy po drogach poruszasz się pieszo (przechodząc przez jezdnię lub przemierzając odludzia poboczem), rowerem czy jesteś po prostu rekreacyjnym biegaczem, kolor ubrania, na który zdecydujesz się przed wyjściem z domu może stać się przyczynkiem do tragedii lub jej zapobiec.
Jeśli założysz jasne ubranie lub – jeszcze lepiej – ciuchy z odblaskowymi elementami, przestaniesz być niewidoczny dla kierowców, zwłaszcza w porach, gdy na zewnątrz nie ma zbyt wiele światła.
Piesi, biegacze, rowerzyści i inni użytkownicy dróg, gdy noszą ciemne ubrania, są widoczni z odległości 25 metrów. Jasne ubrania potrafią zdziałać cuda i sprawić, że człowieka widać z 40 metrów, ale odblaski to dopiero moc! Z odblaskiem widać nas ze 140 metrów.

140 metrów!
To oznacza, że kierowca, z którym moglibyśmy wejść w nieciekawy incydent drogowy, ma nawet ponad 5 razy więcej czasu na reakcję, gdy człapiemy lub jedziemy z odblaskami, a nie w samym ciemnym wdzianku.

Dużo? Niedużo?
Może się wydawać, że mało, ale każdy z nas miał chyba w życiu sytuację w stylu „niewiele brakowało”, kiedy zagapił się i w ostatniej chwili zatrzymał, aby nie wejść pod auto albo nie wjechać pod tramwaj, kiedy pędząc rowerem przez odludną dróżkę cudem zahamował przed czymś – zwierzakiem, gałęzią, niebezpieczną dziurą.
Serce podchodzi do gardła i adrenalinka skacze już po wydarzeniu, bo wprawdzie się udało (tym razem), ale wiemy, jak niewiele brakło. A gdybyśmy wtedy mieli nie pół sekundy na reakcję, tylko dwie i pół? Nie sekundę, ale pięć sekund?
Zupełnie inna historia, prawda?
Dajmy ten dodatkowy czas kierowcom na drogach.
Wystarczy jasny ciuch i kilka odblasków, a naprawdę będzie nas znacznie lepiej widać!
